10 paź 2017

Kolonada. Wafle Zdrojowe Waniliowe.





Dziś ciąg dalszy testowania jedzenia od naszych południowych sąsiadów. Tym razem przyszła pora na tradycyjne czeskie wafle waniliowe. Produkowane przez czeską firmę Opavia przejętą OCZYWIŚCIE przez Mondelez. (Czyli wiadomo o co chodzi)
W jednym kartoniku znajduje się 195g produktu, co bardzo mnie zdziwiło, gdy otrzymałam zamówienie. Przede wszystkim dlatego, ze spodziewałam sie lekkich wafli podobnych do Śląskich Oblatów tyle, że o smaku waniliowym. Jak się okazało, wafle są do nich podobne, ale tylko z "wierzchu";)


       

W pudelku znajduje sie 5 dość sporych wafli zapakowanych w folię. W sumie to jest tych wafli 10, gdyż każdy przełożony jest kremem waniliowym. Właśnie dlatego opakowanie jest takie ciężkie.

Wafle sa bardzo kruche, a kremu jest dosyć sporo, przez co nie są suche. Smakowo przypominają nieco nasze waniliowe wafelki Familijne. Tylko smakowo, bo tutaj wafel jest zdecydowanie grubszy.
Na opakowaniu podano, ze są to wafle kakaowe z kremem waniliowym. Niestety kakao nie jest w ogóle wyczuwalne. Jest to typowy jałowy wafel przełożony dość słodką masą.
Skład też nie powala. Olej palmowy na trzecim miejscu i utwardzony olej palmowy na szóstym, to nie jest dobra wiadomość. Kaloryczność w 100g produktu też jest zatrważająca, bo wynosi aż 513kcal. 
Wafle były dostępne jeszcze w dwóch smakach: czekoladowym i orzechowym oraz w formie trójkątów przełożonych kremem.


Sklep: Czeski market
Cena: 9,99zł
Ocena: 6/10



9 paź 2017

Bohemia Syrove Tycinky. Paluszki serowe.



Serowe paluszki z Węgier dziś było dane mi przetestować. Jako, ze lubię próbować rzeczy u nas niedostępnych, ucieszyłam się podwójnie. A to dlatego, że wszystko co serowe jest u mnie mile widziane.
Wcześniej próbowałam już paluszków ziemniaczanych tej samej firmy, ale nie miałam możliwość ich zrecenzować. Nie mniej jednak były bardzo dobre, więc może jeśli kiedyś na nie trafię, to recenzja się pojawi.

Wracając do serowych...są to paluszki wielkością podobne do tych sprzedawanych u nas w sklepach. Po otwarciu wyraźnie czuć zapach sera. Ale nie bardzo mocny i nachalny jak w serowych Cheetosach, gdzie trąci od nich chemią. Tutaj zapach jest bardziej przyjemny.

Paluszki sa żółto-pomarańczowe i lekko posypane solą. Zdecydowane bardziej twardawe i chrupiące od tradycyjnych paluszków i nie tak błyszczące. Nie są też tak suche jak nasze paluszki, a smak sera, tak samo jak zapach, jest raczej delikatny (Zawierają 3% suszonego sera).

Brakuje mi w naszych sklepach takich przekąsek. Oprócz Beskidzkich, które jakoś kombinują ze smakami, to można spotkać głównie paluszki tradycyjne, za którymi nie przepadam. Syrove Tycinky, jak również te ziemniaczane, na pewno kupię kolejny raz, jeśli nadarzy się okazja;)

Sklep: Czeski market
Cena: 3.50zł
Ocena: 8/10





8 paź 2017

Lindt Excellence 85% Cocoa


Dziś na tapecie gorzka od Lindt'a. 
W swoim życiu nie jadłam zbyt wielu słodyczy tej firmy głównie dlatego, że te które jadłam, wyrażając się kolokwialnie...tyłka nie urywały. Co też nie zachęciło mnie do kolejnych zakupów.
Tę czekoladę dostałam w prezencie, wiec darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda;) 

Do rzeczy. Jak wyglądają tabliczki Lindt'a każdy wie. Duże i płaskie. W tym wypadku jest tak samo, więc nie ma się co nad tym rozwodzic. Tekturowe opakowanie (dobrze chroniące zawartość przed uszkodzeniem) i NORMALNE sreberko w środku. 



Zapach po otwarciu mocno gorzko-kwaśny. Bywały przyjemniejsze. Tabliczka jest dość twarda, ale również muszę stwierdzić, że przyjemny "trzask" przy łamaniu na kawałki, o wiele lepszy spotykałam w czekoladach tańszych i o niższej zawartości kakao.Tutaj twardość jest podobna do czekolady mlecznej...
Mogło by się wydawać, ze plusem jest odtłuszczone kakao w składzie, ale chyba nie w tym wypadku. Czekolada jest kleista. Nie chrupie przyjemnie przy gryzieniu i nie rozpuszcza się na języku. Nie jest gładka i delikatna. 
Smak oprócz tego, że jest gorzki (czyli tak jak być powinno) jest też cierpki i kwaśny. Tak kwaśny, że czuć go w ustach jeszcze długo po zjedzeniu. I niestety (albo stety;)) nie zachęca do sięgnięcia po kolejną kostkę.


Ocena: 3/10

29 kwi 2017

Milka Collage czyli "takie coś, z takim czymś, bez takiego czegoś".




Dziś na tapetę idzie tabliczka od Milki. Widziałam te czekoladę w zeszłym roku, ale ciągle coś powstrzymywało mnie od jej zakupu. Skusiłam się na nią po świętach i tak przeleżała ze swoja koleżanką (która pojawi się w następnej recenzji) prawie dwa tygodnie.
Dziś naszło mnie na coś słodkiego więc to dobra okazja aby napisać o niej kilka słów.

Rzadko kupuje mleczne czekolady, a te nadziewane czymkolwiek prawie wcale. Niestety, jak to zazwyczaj z Milką bywa, skusiło mnie piękne opakowanie;) Zdjęcie czekolady po prostu uśmiechało się z do mnie półki i nie mogłam przejść obojętnie, nie włożywszy jej do koszyka.
Dziś dopiero zerknęłam na skład...No ekhym...tak, pozostawia wiele do życzenia, ale ok w końcu to mój cotygodniowy ''cheat meal" i wszystko jest dozwolone;)



Pierwsze na co spojrzałam i co zakuło w oczy:"Wyrób cukierniczy z kremem kakaowym..."(wtf? przypomniało mi sie dzieciństwo i gwiazdorki z masy czekoladopodobnej...blee..).
No, ale tutaj nie w tym rzecz na szczęście.
Tabliczka składa się z połączonych ze sobą tj. foremek. Nie tak ładnych jak na opakowaniu rzecz jasna;) Foremki tworzy cieniutka warstwa milkowej, mlecznej czekolady i krem z dodatkami.
Krem w smaku i konsystencji przypomina ten, który występuje m.in. w czekoladkach Merci, Lindor lub Toffifee. Mega słodki i gładki. Spodziewałam się, że będzie bardziej miękki. Natomiast jest tylko trochę mniej twardy od otaczającej go czekolady. Chociaż może to zależy od temperatury otoczenia.



Dotaki: kropelki czekolady deserowej (praktycznie niewyczuwalne), kawałki słonego karmelu (jak dla mnie mógłby być bardziej słony), nie klejącego, tylko chrupiącego prawie jak w batonie Daim. No i kawałki ciastek  w stylu Petit Beurre.

Całość strasznie słodka, zamulająca i mdła. Na pewno wersja malinowa jest o niebo lepsza i może kiedyś będę miała okazję jej spróbować.
Czekolady Milki zawsze były bardzo słodkie, jednak są takie, do których chętnie wracam. Tej na pewno nie kupie ponownie.


Sklep: Biedronka
Cena: 3,20zł/93 g
Ocena: 4/10


18 kwi 2017

Ko-Ko Choco Roshen



Te cukierki to mój hit tegorocznych świąt Wielkanocnych. Głównie dlatego, że są z białej czekolady. W końcu coś na święta, co jest zrobione z białej a nie ciemnej czekolady!
Czyli coś, co mnie nie uczuli, co nie jest barankiem wielkanocnym do koszyczka, a całkiem całkiem smakuje:)

Te białe jajeczka pojawiły się długo przed świętami i właśnie wtedy kupiłam je na próbę. Jakie było moje zdziwienie (i radość), gdy się okazało, że nie są zrobione z mlecznej czekolady!:)
Biała od dzieciaka była moją ulubioną, a ta w cukierkach Ko-Ko Choco jest całkiem przyzwoita.
Nie smakuje jak wyrób czekolado podobny, ani polewa w niektórych cukierkach.




Jajeczko jest dosyć sporą pralinką w kształcie ściętego jajka. Założeniem ukraińskich producentów, bo właśnie tam są one produkowane, było by przypominały z wyglądu jajko kurze (ugotowane).
I oto mamy dość grubą warstwę białej czekolady, która pokrywa nieco bardziej miękkie, jasne nadzienie o smaku waniliowym oraz znajdujące się w środku żółte, bardziej aksamitne, budyniowe nadzienie o smaku likieru jajecznego/advocata. Wydaję mi się, że zawiera alkohol, ale nie jestem pewna czy się nie mylę. Informacji na ten temat nie znalazłam.

Podsumowując, są to słodycze dla osób lubiących białą czekoladę oraz dość mocno słodkie ulepki. Dla niektórych mogą być zbyt mdłe i banalne.
Ja za rok kupię je ponownie;)


Ocena: 8,5/10
Sklep: Dino
Cena: 19.90zł/1kg